poniedziałek, 25 listopada 2013
Tortury
W sprawach gardłowych oskarżony, który nie chciał przyznać się do winy, brany był na tortury. Jednak za każdym razem najpierw stosowano perswazję. Dopiero kiedy łagodne namowy nie skutkowały, sięgano po bardziej prymitywne metody. Zazwyczaj więźnia podwieszano na sznurach, tak że nie dotykał ziemi. Następnie tak naciągano sznury, że kości wyskakiwały ze stawów. Kiedy to nie skłaniało skazanego do mówienia, stosowano tzw. hiszpańskie buty. Było to urządzenie podobne do imadła, w które wkładano nogę torturowanego i przykręcano śruby. Jędrzej Kitowicz twierdzi, iż była to najskuteczniejsza metoda wydobywania zeznań, działająca w każdym przypadku. Specjalną praktyką stosowaną wobec czarownic i czarowników było golenie włosów. Wierzono bowiem, że diabeł kryje się we włosach i nie dopuszcza do przyznania.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Na sam widok tych narzędzi przyznaję się do wszystkiego :-)
OdpowiedzUsuńZachodzę w głowę jak daleką drogę musiało przejść ludzkie myślenie w kwestii prawa, sprawiedliwości i sądownictwa - od tamtych czasów do teraz... Obowiązujące wtedy praktyki (pochodzące zresztą wprost z prawa rzymskiego) obecnie nie bronią się zupełnie, są całkowicie nie do przyjęcia... "Przyznanie się jest królową dowodów" czy "kto nie zaprzecza ten się przyznaje"... Ma się to nijak do oczywistej (wydawało by się) i stosowanej we współczesnch procesach karych zasady domniemania niewinności. Okropność. Weźmy tylko jeden aspekt: pomówienie. Jeśli dziś ktoś mnie pomawia o to, że kradnę, to - wiedząc o tym, że mam czyste sumienie - mogę go mieć spokojnie w nosie. Na nim spoczywa obowiązek udowodnienia mi winy. Dawniej musiałbym natychmiast zacząć udowadniać, że "nie jestem wielbłądem". Jeślibym nie miał twardych dowodów na niewinność, to w zasadzie jest już po mnie. Sąd będzie dążył do tego, żebym przyznał się do winy i moja śmierć jest tylko kwestią czasu, pytanie jak bardzo będę wcześniej cierpiał... "argumenty" oskarżonego były tylko tak silne jak jego odporność na ból.
OdpowiedzUsuńTo wszystko musiało mieć wtedy jakieś głębsze uzasadnienie... Nie sposób przyjąć, że tak "słabe" zasady prawne wynikały tylko z lenistwa umysłowego naszych przodków. Może przeprowadzenie procesu sądowego takiego, jaki znamy dziś, ze śledztwem, obrońcą, prokuratorem, zasadą domniemanej niewinności, etc. na tamte czasy było po prostu za drogie albo za trudne. I groziłoby tym, że zbyt wielu przestępców unikałoby kary. I dlatego przyjęto taki a nie inny system jako tzw. "mniejsze zło"...
Chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej na ten temat :)