Zwyczaj biesiadowania był bardzo silnie wpisany w kulturę
sarmacką. Wyprawienie dobrej, długo wspominanej uczty, mogło mieć wpływ na
wzrost pozycji społecznej oraz sympatii innych szlachciców.
Podczas staropolskich uczt jadano suto i tłusto. Na stołach
królowało mięso – wołowina, wieprzowina, drób, dziczyzna, a także ryby –
szczupaki, jesiotry, pstrągi, śledzie. W roli dodatku, chętnie wybierano chleb,
kaszę, groch, a, wśród najbogatszych, począwszy od XVII wieku, ziemniaki, zwane
tartoflami. Uwielbiano zawiesiste sosy, masło i śmietanę. Ucztę kończyły
wykwintne desery, takie jak baba drożdżowa z kopy jaj.
Oznaką wysokiego statusu majątkowego gospodarza było
przyprawienie potraw. Do dań dodawano wszystkie znane wówczas, nieraz niezwykle
kosztowne, aromaty, m.in. imbir, cynamon, goździki, gałkę muszkatołową i wiele
innych).
Nieodzownym elementem biesiady był alkohol. Szlachta polska
lubowała się w wymyślaniu i spełnianiu licznych toastów. Nadużywanie trunków
często kończyło się utratą przytomności, któregoś z gości, wybuchem awantury, a
nawet pojedynkiem.
Przypomina trochę Hobbitów
OdpowiedzUsuńTradycja wspólnego ucztowania ...W troszkę zmienionej na szczęście formie przetrwała do dzisiaj ...
OdpowiedzUsuńWymienione tu przyprawy to musiała być w tamtych czasach niesamowita rzadkość... Europejskie kompanie handlowe (angielska, francuska, holenderska) mające jako jeden ze swoich głównych celów handel przyprawami z dalekiego wschodu powstały dopiero w XVII wieku.
OdpowiedzUsuńNic tylko napisać mniam!
OdpowiedzUsuń